Sesja ciążowa w Zielonogórskiej Palmiarni
Sesja ciążowa w Zielonogórskiej Palmiarni to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. W połowie marca na dworze było szaro, chłodno, niebo nijakie, do wiosny daleko. Marzyłam o fajnej sesji ciążowej, w innym niż dotychczas otoczeniu. Stąd pomysł, by umówić się z Olą właśnie w Palmiarni. Jak się okazało, nie tylko miejsce, ale i termin okazał się dobrym wyborem. Niestety, już kilka dni później, z powodu epidemii koronawirusa, wszyscy utknęliśmy w domach i o fotografowaniu mogłam zapomnieć na wiele tygodni. Tym bardziej będę pamiętać sesję z Olą, było to jedno z ostatnich fotograficznych spotkań na chwilę przed dłuższą przerwą. Ale nie o epidemii chcę Wam pisać, a o tym, jak wyglądała nasza sesja.
Co ubrać na sesję?
Miejsce okazało się świetnym wyborem z racji temperatury, ale nie tylko. Na dworze w marcu bywa różnie, tutaj jest zawsze bardzo ciepło, a mnie było wręcz gorąco! Do tego te cudne, rozłożyste palmy, soczysta zieleń, ogrom roślin. Po długiej, ubogiej w kolory zimie, taki widok pobudza wyobraźnię i nakręca do działania. Dlatego sesja ciążowa w Palmiarni okazała się strzałem w dziesiątkę. Oli towarzyszyła podczas sesji córka Maja. Obie dziewczyny świetnie się dogadują, co pięknie wyszło potem na zdjęciach. Na głowie Oli wylądował kapelusz. Nie ustalałyśmy wcześniej żadnych stylizacji, ale było idealnie. Ola ubrała granatową sukienkę, która wśród zielonych liści prezentowała się przepięknie. Często przyszłe mamy pytają mnie przed sesją o to, w co się ubrać. Zawsze podsyłam link z inspiracjami, z których bez problemu każda mama znajdzie coś dla siebie. A chyba najważniejsze to być zawsze sobą i nie przebierać się w kogoś innego – podkreślam to na każdym kroku.
Ile trwa sesja?
Inne z pytań, jakie mi zadajecie to długość sesji. I zawsze odpowiadam – to zależy. W przypadku naszej sesji, w Palmiarni spędziłyśmy może około godzinę. Dla mamy z brzuszkiem pozowanie przed obiektywem tak długo jest ogromnym wyzwaniem, pod wieloma względami. Wiem coś o tym, bo pamiętam swoje dwie ciąże, podczas których samo stanie dłużej niż kwadrans, bardzo mnie irytowało. Na szczęście Ola jest dzielna i bardzo cierpliwa. A ja miałam ogromną radość z pracy nad edycją tej sesji. Kiedy wiedziałam już, że przede mną co najmniej parę tygodni siedzenia w domu, bez żadnych sesji, plenerów o zachodzie słońca, widok tych zdjęć poprawiał humor. I nadal poprawia. Było pięknie, kolorowo, soczyście, sprawnie. Tak jak uwielbiam.
Kochane przyszłe mamy, zerknijcie koniecznie na blog, gdzie znajdziecie post z sesji noworodkowej malutkiej Agatki
Więcej informacji o ofercie dla przyszłych mam, tej ciążowej oraz noworodkowej, znajdziecie w dziale oferta.